poniedziałek, 7 grudnia 2015

31. „Zazdrośnica"

SARA
Wymeldowaliśmy się z hotelu, zostawiliśmy bagaże w samochodzie i udaliśmy się na ostatni spacer po sopockim molo. Było jeszcze w miarę wcześnie i dość chłodno, ale nie przeszkadzało nam to jakoś specjalnie.
-Szkoda, że już jedziemy - westchnęłam
-Bardzo szybko minęło
-Czas ostatnio w kółko szybko leci
-To prawda - pocałował mnie w dłoń
-Wiesz w sumie to się cieszę, że powoli wracamy do Dortmundu 
-Ja też - zaśmiał się - wreszcie będę mógł gadać po niemiecku
-Oj tam - zachichotałam
-Musimy się zbierać - spojrzał na zegarek - jeżeli nie chcemy się spóźnić
-Już ?
-Niestety
-Okej - westchnęłam
Wróciliśmy na parking, wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy w stronę Gdańska. Na lotnisko dojechaliśmy przed czasem, ale musieliśmy jeszcze oddać samochód do wypożyczalni. Marco załatwił wszystkie formalności, zabrał wózek z naszymi bagażami i ruszyliśmy na odprawę. Stanęliśmy w na szczęście niedużej kolejce, a po chwili po kolei podeszliśmy do stanowisk. Ja miałam tylko walizkę podręczną, bo to mój chłopak oddał do luku bagażowego teoretycaznie swoją, a praktycznie naszą dużą walizkę. 
-Chcesz coś kupić do jedzenia ?
-Nie, lot jest krótki
-W porządku
-A może Ty masz ochotę ?
-Nie dziękuje - zaśmiałam się
-Chciałabym być już w Warszawie
-Tęsknisz ?
-Trochę
-Mówiłaś rodzicom, że przylatujemy ?
-Nie
-A na pewno ich zastaniemy ?
-Tak, spokojnie. A po za tym mam przecież kluczę
-W porządku
-Byłeś kiedyś w Warszawie ?
-Yhmm
-Zwiedzałeś ?
-Nie
-To kiedyś Ci pokażę najlepsze miejsca
-Już się nie mogę doczekać - pocałował mnie w czoło
-Ciekawe czy tam też jest tak zimno
-Aż tak nie
-Skąd wiesz ?
-Oglądałem pogodę ?
-No tak, jak zwykle
-Przynajmniej coś wiem
-Spadaj - pokazałam mu język
-Tak mi się odwdzięczasz ?
-A mam w ogóle za co Ci się odwdzięczać ?
-Sprawdziłem pogodę
-Też mi wielkie dokonanie - droczyłam się 
-Ok - mruknął - zobaczysz, że jeszcze będziesz coś ode mnie chciała
-Obraziłeś się ?
-Może
-Muszę to wiedzieć
-Tak
-Ojejku- przytuliłam go - bardzo Cię przepraszam
-Jak bardzo ?
-Najbardziej na świecie - pocałowałam go, a potem znowu i znowu - wybaczysz mi ?
-Zastanowię się - bąknął 
-Duzi chłopcy się tak nie obrażają - próbowałam go jakoś podejść
-Skąd wiesz, że jestem dużym chłopcem ? 
-Na małego bym nie poleciała - uśmiechnęłam się, a on wybuchł śmiechem - no co ?
-Zabrzmiało to bardzo dwuznacznie
-Marco - powiedziałam zaskoczona - opanuj się
-Nie mogę przy Tobie - złożył za szybkiego i za krótkiego całusa na moich ustach
-Jeszcze - szepnęłam
-Co jeszcze ? - zmarszczył brwi patrząc mi w oczy 
-Pocałuj mnie jeszcze raz - powtórzyłam
Piłkarz uśmiechnął się tylko, a potem ponownie objął swoimi ustami moje całując mnie tak, że od razu zabrało mi tchu. Jeju ! Jak on na mnie działa.
-Jeszcze ? - spytał
-Wystarczy - niechętnie się od niego odsunęłam
-Szkoda - westchnął
-Pasażerowie lotu numer 412 do Warszawy proszeni są o skierowanie się do bramki numer 5 - usłyszeliśmy komunikat najpierw po polsku, a potem po angielsku
-Czas na nas
-Tak, już czas - złapałam swoja walizkę
Stanęliśmy w na nasze nie szczęście w dużej kolejce, która zdawała się w ogóle nie zmniejszać. Ludzi za nami wciąć przybywało, ale przed nami wcale nie ubywało. Będziemy tu stali całą wieczność. 
-Mam dość - jęknęłam po blisko dwóch kwadransach - nogi mnie bolą
-Jeszcze chwilka skarbie
-Widzisz w jakim tempie ta kolejka się posuwa - usiadłam na walizce
-Widzę widzę - objął mnie w pasie - nie stresuj się
-Super pocieszenie
-Mam dobrą propozycje 
-Tak? - uniosłam pytająco jedną drew
-Idź kup sobie kawę, a potem usiądź na wolnym krzesełku
-A kolejka ?
-Mogę tu stać, spokojnie
-Na pewno ?
-Oczywiście, leć - pocałował mnie w dłoń - zawołam Cię albo sama zobaczysz jak będę już blisko
-W porządku
Zadowolona opuściłam kolejkę i skierowałam się w stronę najbliższej kawiarni. Od razu bez zbędnej kolejki podeszłam do kasy.
-Poproszę o dużą latte - uśmiechnęłam się - będę na wynos
-Dwanaście złotych - powiedziała znudzona kasjerka
Dałam jej dwudziestozłotowy banknot, a ona mi wydała. Z paragonem udałam się do tak jakby drugiego okienka, a którego odebrałam pyszny napój. Wróciłam na miejsce, z którego przyszłam, usiadłam w takim miejscu, żebym mogła obserwować Marco. Bardzo zdziwił mnie fakt, że tak mało ludzi do niego podchodziło, bo sądząc po ich zachowaniu to na pewno go poznali, a przynajmniej niektórzy. O dziwo kolejka lekko przyśpieszyła i już jak dopijałam kawę to przed moich chłopakiem stało tylko sześć osób. Wyrzuciłam kubek do śmietnika i nieśpiesznie podeszłam do blondyna, który podał mi mój bilet jak również paszport, a ja podziękowałam mu słodkim uśmiechem.  Wreszcie po dość długim czekaniu nadeszła nasz kolej. Sprawdzono nam nasze bilety, dokumenty, a także bagaże podręczne, a następnie zostaliśmy wpuszczeni dalej czyli do samolotu. Zajęliśmy nasze miejsca i czekaliśmy. Znowu ...
-Zaczyna mnie irytować to oczekiwanie
-Wiem, strasznie długo to trwa - westchnął ciężko
-Przyjedziemy do dom i jedziemy do łóżka - położyłam głowę na jego ramieniu
-Ale przedstawisz mi chociaż swoich rodziców ? - spytał przejęty
-Nie - zaśmiałam się
-Miałem nadzieje - przez jego twarz przemknął uśmiech
-Wiesz jak to mówią - zachichotałam - nadzieja matką głupich
-Tak, ale umiera ostatnia
-Fakt
Półtorej godziny później byliśmy już w stolicy mojego kraju. Zabraliśmy nasze rzeczy, złapaliśmy taksówkę i ruszyliśmy do moich rodziców. Ku własnemu zdziwieniu byłam zestresowana. Niby powinni się dogadać i polubić, ale bałam się, że coś pójdzie nie tak. Tylko co ? Marco coś palnie albo rodzice albo co najgorsze oni go nie polubią. Kurde ! Szybko dojechaliśmy pod mój rodzinny dom, zapłaciliśmy za transport i razem z walizkami stanęliśmy przed drzwiami. Zadzwoniłam tylko raz, ale to wystarczyło, bo dosłownie dwie minuty później mama nam otworzyła.
-Sara - przytuliła mnie
-Cześć mamo 
-Nie przyjechałaś sama - uśmiechnęłam się
-Chciałam, żebyście się poznali - odsunęłam się od niej
-Aleksandra Dec - podała mu dłoń
-Marco Reus - pocałował ją w dłoń
-Miło Cie poznać - przeszła na angielski 
-Panią również - jak zwykle był uprzejmy
-Zapraszam
-Zostaniemy na kilka dni, dobrze ?
-Oczywiście
-9 mamy lot do Dortmundu
-To już po jutrze
-Niestety
-Sara chciała zabrać kilka rzeczy - wyjaśnił mój chłopak
-No dobrze - westchnęła
-Tata jest ? - spytałam
-W pracy
-A no tak - zaśmiałam się
Wzięliśmy nasze rzeczy i zaprowadziłam piłkarza do mojej sypialni. Walizki zostawiliśmy pod ścianą. Myślałam, że wyjdziemy już, ale blondyn przyciągnął mnie do siebie.
-Co robisz ? - zachichotałam
-Stęskniłem się za chwilami sam na sam
-Sam na sam ? - zmarszczyłam brwi
-Tylko Ty i ja przez cały dzień
-Ojej - pocałowałam go - wrócimy do Niemiec i będę cała Twoja
-Cała ? 
-Caluteńka - uśmiechnęłam się
-A możemy wrócić dzisiaj ? - zapytał jak małe dziecko
-Za dużo byś chciał - przewróciłam oczami 
-Chciałbym jeszcze więcej - szepnął mi do ucha, a mnie przeszedł dreszcz
-Tak ? - spytałam lekko drżącym głosem
-Pokażę Ci - pocałował mnie w szyje - niedługo
-Sara, Marco ! - usłyszeliśmy głos mojej mamy i odsunęliśmy się od siebie
-Pewnie zrobiła obiad - złapałam go za rękę i pociągnęłam w stronę drzwi
-Zgłodniałem - poklepał się po brzuchu
Zeszliśmy na dół do kuchni, usiedliśmy przy stole, a moja mama podała nam obiad. 
-Chcecie coś do picia ?
-Ja chce sok - zawołałam
-Marco ? - spojrzała na piłkarza
-Ja też poproszę sok - uśmiechnął się
-Nie bajeruj mi mamy - kopnęłam go pod stołem
-Po prostu jestem miły - spojrzał na mnie rozbawiony
-Tak na pewno - zmrużyłam oczy
-Zazdrośnica - pocałował mnie w policzek
-Twoja - uśmiechnęłam się słodziutko
-Tylko moja
Mama podała nam napoje z sokiem, a my zabraliśmy się za jedzenie. Mimo wszystko stęskniłam się za jej gotowaniem.
-Pyszne - powiedział Reus, a ja aż się zakrztusiłam

2 komentarze:

  1. Rozdział jak zawsze super. Kolejna wizyta Marco u teściowej, że tak powiem. Współczuję chłopakowi. Z wielką niecierpliwością czekam na kolejny. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej kochana! Przepraszam za mój brak komentarza pod poprzednim rozdziałem, musisz mi uwierzyć na słowo, że przeczytałam i ogromnie mi się podobał! Mam tyle roboty w ostatnich tygodniach, że ledwo znajduję czas na pisanie bloga...wczoraj postanowiłam "poświęcić kilka godzin z mojego snu" i już teraz jestem nie do życia... Widząc tyle papierów i podręczników na biurku postanowiłam wejść i skomentować twój rozdział (bo czytałam podczas czekania na autobus!:P )
    A więc!
    Marco jest...śmiałam się dzisiaj z niego cały czas. Wygodnicki lizus. I tyle w temacie!:D Do mamy "niebiologicznej" Sary to już w ogóle..brakuje jeszcze, żeby zatrzepotał rzęsami!Haha:) Oni są tacy cudowni.. (Aww^^)
    Już nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów!:)
    Dużo weny!
    Ściskam!!:*

    OdpowiedzUsuń